OPOWIADANIA

„Po drugiej stronie”

Wiem, że to się stanie dzisiaj. Miałam sen.
Jeden krok. Jeden mały krok przez ramę i czuję pod stopami trawę. Jest taka miękka, a może to mech? Noc tuli mnie niczym puchowa kołdra. Nie czuję zimna. Nie mogę zdecydować czy to późne lato, czy wczesna jesień. Ostrożnie spaceruję po ogrodzie. Rozglądam się dookoła. Serce bije jak oszalałe. Delikatny podmuch wiatru niesie z sobą zapach liści i tajemnicy. Po lewej stronie dostrzegam altanę. Wygląd ma mizerny, zaniedbany jak kobieta po stracie kochanka. Puste okna błyszczą już tylko księżycem. Widać drzwi. Nie naoliwione skrzypią cichutką skargą. Wiem jaką. Jest ławka. Ta ławka! Siadam. Kolana powoli przestają drżeć. Jest bardzo cicho nie licząc pisku jakiegoś ptaka. Co ja robię? Nie wiem nawet, która godzina, chociaż tutaj czas mierzy się tylko wspomnieniami. Wreszcie ją widzę. Chowa się pod bluszczem. Do tej pory patrzyłam na nią z innej perspektywy. Furtka jest dobrze skryta. Swoją drogą ciekawe kiedy przyjdzie? A może w ogóle nie przyjdzie i będę musiała powtórzyć to jeszcze raz? Moją wątpliwość przerywa drgnięcie klamki. Otwiera się dziwnie gładko. Z fascynacją i strachem wpatruje się w przybysza. On również patrzy na mnie i mówi: -Wiedziałem, że to stanie się dzisiaj. Miałem sen…

Budzę się w swoim pokoju. Wspomnienie niesamowitego snu blaknie w słonecznych promieniach. Jestem tu i teraz – mówię sobie głośno i niepewnie zerkam na ścianę. Obraz wisi tam, gdzie zawsze. Tylko…ławka nie jest już pusta. Zaczepiona na metalowym okuciu wisi apaszka. Moja apaszka.

.

————————————————————————————————————————————————————————————————————-


P.S. do „Kocham Cię”

Będąc jeszcze w półśnie usłyszał – nauczyłeś się kochać, otwarłeś serce- oszołomiony podniósł powieki i natychmiast zrozumiał, że to wewnętrzny głos, który od czasu do czasu do niego przemawia.  Zawsze zastanawiał się do kogo należy…  Po chwili ją dostrzegł  a może najpierw  poczuł znajome  ciepełko niewielkiego ciałka. Przysunął się bliżej, zagarnął w siebie. Skórka do skórki – przemknęło mu przez głowę.  Westchnęła przez sen. Zdążył poznać już kilka rodzajów jej westchnień. To najprawdopodobniej znaczyło-znowu przytrzasnąłeś mi włosy-pomyślał i uśmiechając się pod nosem przełożył rękę. W nagrodę usłyszał- dziękuję kochanie- i obróciła się do niego przodem.

 Miała sen. W tym śnie leciała nad łąkami i lasami upajając się czystą przyjemnością lotu. Piękne widoki, zapach powietrza i wolność. Całkowite samostanowienie. Zapragnęła więcej. A gdyby tak być ptakiem. Ledwie myśl sformułowała się do końca, lot nabrał nowych jakości. Co ciekawe świadomość została. Była potem kolejno drzewem, kroplą wody, tańczącą dziewczyną, skałą. Tylko tyle zdążyła wykreować, gdy usłyszała głos dobiegający gdzieś ze środka jej Istoty – nauczyłaś się kochać, otwarłaś serce… Uczucie wszechogarniającej miłości, spokoju i radości wycisnęło łzy wzruszenia. Obudziła się.

 Spojrzeli na siebie. Dwie pary oczu uśmiechały się cichą afirmacją życia, wdzięczności i miłości. Słońce również wstało  i bladym różem przystroiło ściany sypialni w ich Wymarzonym Domu.- Kocham Cię- powiedzieli równocześnie…

————————————————————————————————————————————————————————————————————-

Cztery pory roku

Wiosna
 Szła piechotą delektując się cudnym zapachem wiatru. Rozpulchniona ziemia rodziła pierwsze kwiaty a trawa była bardziej zielona niż zwykle. Ptaki szalały ze szczęścia szczebiocząc w około. Każdym swoim krokiem budziła przyrodę z zimowego letargu. Pod jej stopami zakwitały zawilce, przylaszczki, przebiśniegi, krokusy… Budziły się pierwsze owady. – Uwielbiam ten okres wzrastania, tej świeżości i eksplozji radości wszystkiego co żyje- powiedziała do siebie. – ja też! – zawołała dziewczynka pojawiając się niewiadomo skąd. Pani Wiosna spojrzała zdumiona. – Cześć! – przywitała się. Od razu zauważyła, że dziewczynka kogoś jej przypomina. – pomyślę o tym jutro- postanowiła. – teraz jest jeszcze tyle do zrobienia. – Chodźmy nad jezioro. Ciekawa jestem co z łabędziami. Zimą chodziłam je dokarmiać – pochwaliła się mała. – Super!- powiedziała Wiosna i razem pobiegły przez las. Już z  daleka je zobaczyły. To było duże stado.  Powiększone o nowe, młode osobniki. – Wszystko jest takie pierwsze! Nie sądzisz?- spytała, ale po dziewczynce nie było śladu. Zamiast jej dłoni w swojej trzymała piękne, białe pióro…

Lato
Leżała wygodnie rozpostarta na miękkiej trawie. Podziwiała korony drzew z bujnym listowiem, słuchała śpiewu ptaków. – Tak mi dobrze, błogo, wręcz sielsko anielsko- pomyślała.- Tak, to fajny czas- odpowiedział dziewczęcy głosik. Pani Lato zerwała się na równe nogi- a ty skąd?- z nienacka!- nie dała jej skończyć rozbawiona sytuacją dziewczynka i usiadła pod tym samym drzewem gestem zapraszając, by zrobiła to samo. – Mogłaby być moją córką- zauważyła Lato.- mogłabym być pani córką- powiedziała czytająca w myślach mała. Uśmiechnęły się do siebie. Czuła dziwną bliskość z tym dzieckiem. Wiedziała, że cokolwiek, by razem nie robiły, to będzie to naturalne i niewymuszone. – Przeczytam ci coś- powiedziała otwierając małą książeczkę.

„Jestem już w pełnym rozkwicie
kocham życie, daję życie
czasem jeszcze poszukuję
i w czymś nowym zakochuję”
– To o tobie- domyśliło się dziecko…

Jesień
Zwariowana Czarodziejka pędziła z wiatrem ponad ulicami, sypiąc liśćmi na szyby pojazdów.  Na dłużej przystanęła w parku. Magiczna różdżka poszła w ruch zamieniając pożółkłą zieleń w prawdziwą feerię barw. Pani Jesień rozejrzała się w około i bardzo zadowolona z siebie przysiadła na ławce. – No nieźle!- zawołała dziewczynka, która pojawiła się ni stąd, ni z owąd – Jesień w osłupieniu przyglądała się małej i prawie zapomniałaby o zaklęciu. Po czym uśmiechnęła się do niej promiennie i zawołała:

– Na wichry, deszcze
i żabi koncert
na mgły o poranku
i łąki wrzosów
na kosze owoców
i złoto kłosów!
– oto jestem i jakiś czas tu pobędę!
Po czym zaśmiała się dziko i pofrunęła dalej…

Zima
Rozsypała  śniegiem na szykujący się do snu las, zaskrzypiała mrozem zmieniając jezioro w  taflę lodu. Nawet nie było jej szkoda łabędzi… Pracowała całą noc. Zamalowała pejzaż na biało. – Tak! – zdecydowanie to mój ulubiony kolor na ten sezon!- powiedziała do siebie. – A to co ?!- zdziwiła się o świcie przyglądając małemu krzakowi, którego właściwie nie byłoby widać, gdyby nie te czerwone korale. – to irga- powiedziała dziewczynka, która zjawiła się z nikąd. – Prawda, że to piękny dodatek do bieli?- zapytała śmiało.-  Niech będzie!- odpowiedziała prawie przekonana P. Zima i śniegową gwiazdką osiadła na policzku małej. – Ostatnią jej myślą były uczucia… a przecież tak starannie je ukrywała…- Kocham Cię!- powiedziała dziewczynka i zawsze kochałam. We wszystkich Twych odsłonach. Jestem częścią Ciebie. Domyślałaś się prawda? – zamiast spodziewanych czterech głosów, usłyszała jeden silny, zintegrowany- Tak! I ja Ciebie kocham dziewczynko we mnie.  Na krzak irgi spadła łza. Zamarzła w piękny kryształ…

 


Moje duchowe podróże – Gozo

 

Między jawą a snem

Zamykam oczy. Pod powiekami surowe piękno gozańskiej ziemi.  Piaskowe klify skąpane morską bryzą i promieniami zachodzącego słońca, muskane  bosymi stopami tańczących kobiet w czerwonych sukniach. Powietrze i woda niosą muzykę bębnów, grzechotek i ich radosny śpiew dla Inanarakmy – Błogosławionej, Pełnej Cnót. Śpiewają dla Marii Magdaleny. Powoli zapada zmierzch…

Sen pierwszej nocy na Gozo.

Kobiecy głos wdziera się do mej głowy. – Nie jesteście tutaj przypadkiem. Zostaliście przywołani. Córki moje! Róbcie co mówią, będzie dobrze, cieszę się. We śnie pytam kto do mnie mówi i słyszę – Isztar.  Zdziwiona, że po polsku, dostaję kolejną odpowiedź- Helena Zborowski, inaczej byś nie zrozumiała… Poruszona, opowiadam o tym dwukrotnie nie przerywając snu a jednocześnie go sobie utrwalając. Kim były obie, dowiaduję się następnego dnia z Internetu.

W domu…

Ta wyspa przyzywa kobiety. Bez problemu można poczuć jej żeńską energię i otworzyć się na nią. Wiele z nas miało wrażenie powrotu do domu, to też łzy wzruszenia często płynęły nam po twarzy.  Tak więc przybyłyśmy na wezwanie Wielkiej Pramatki, której wszystkie imiona długo by wymieniać. Naszą misją jest szerzenie Jedności wśród kobiet, ale najpierw każda musi znaleźć/poczuć ją w środku. Zaczynamy przeglądać się w sobie jak w lustrze i nie wszystko co widzimy, nam się podoba. Przed nami praca na planie, praca nad sobą, praca z grupą. Wychodzi różnie.

Świątynia Wiatru

Jedno z gozańskich miejsc mocy. Różnej wielkości megality porozrzucane po płaskim klifie, skąd rozpościera się magiczny widok na Morze Śródziemne o zmierzchu, kiedy zatraca się granica między wodą a niebem. O każdej porze inaczej i równie pięknie. To właśnie tu zaczynamy nasze zajęcia na planie pierwszego dnia po wspólnym śniadaniu. Miejsce to w pełni zasługuje na swoją nazwę.  Stajemy kolorowe w kole i witamy się ze sobą, nie tylko patrząc sobie w oczy, ale zauważając się wzajemnie, kilka ciepłych sów szeptanych na ucho, każda każdej… znów płyną łzy. Dajemy się prowadzić. Tańcem budzimy pamięć kamieni, schodzimy po klifach, tańczymy, śpiewamy, jesteśmy… Powietrze niesie zapachy ziół.

Xlendi

Niezwykłe miejsce, gdzie można obserwować najpiękniejsze zachody słońca. Wszystkie w czerwonych sukniach schodzimy po kamiennych schodach do kanionu. Przechodzimy tańcząc przez stary kamienny most i wspinamy się po skarpie w górę. Dla jednej z nas jest to wyjątkowo trudne ze względu na lęk wysokości. Z pomocą udaje się pokonać trudny odcinek drogi. Wiatr wieje przenikliwie a słońce jeszcze ciągle wysoko. Jest z nami zaprzyjaźniona para z Gozo. Zgodzili się zagrać w naszym klipie.  To będzie piękna sekwencja o miłości, macierzyństwie i dzieleniu… chlebem J.  Jesteśmy jednak tak przemarznięci,  że decydujemy się wracać. Innym razem trzeba będzie dokręcić ten piękny zachód słońca.

Marsalforn

Pobudka piąta rano. Jadą tylko Ci co chcą. Widok wynurzającego się z morza słońca wynagradza wszystkie trudy. W białych strojach i kolorowych woalach tańczymy na wąskim cyplu wchodzącym w morze. Fale raz po raz chłodzą nam stopy. Musimy uważać, żeby się nie poślizgnąć na mokrych kamieniach. Wiatr bawi się naszymi woalami a nas przepełnia czysta radość istnienia. Mamy chłopaka z gitarą  i jego muzę. Jedna z nas gra na flecie. Tańcem, grą i śpiewem  prześwietleni przez słońce  witamy dzień.

Jaskinia Szamanki

Bardzo silne miejsce mocy na tej wyspie. Wiedzą o nim tylko wtajemniczeni i próżno jej szukać w turystycznych przewodnikach. Schodzi się do niej, jakżeby inaczej, stromymi urwiskami, trzeba  uważać też na kolce ostów i opuncji. Wszędzie pachną anyże. Targamy ze sobą drewno na rozpalenie ogniska, instrumenty, cały sprzęt oczywiście, no i nasze stroje. Jaskinia wita nas ciepło i przyjaźnie. Jest przestronna z naturalnym półkami i oknami skalnymi przez, które cudnie przenika światło, zaś  jedna strona jest cała otwarta. Widać morze, skały i niebo, po którym lata różne ptactwo. W jaskini wita nas biały gołąb, który zatacza koło i wylatuje. To miejsce na każdym odciska się indywidualnie. Bardzo wyraźnie czuje ducha szamanki w sobie. Mam wrażenie, że dwa razy kieruje moim ciałem.  W  rytuale okadzania białą szałwią i w pierwszym tańcu.  To co  dla nas wspólne, to poczucie, że to miejsce jest znajome, że jest jak powrót do domu, po bardzo długiej podróży. Kręcimy tam dużo materiału i robimy przepiękną sekwencję zaślubin młodej dziewczyny  prowadzonej przez opiekunkę i przewodniczkę do jej ukochanego (nasz chłopak z gitarą). W końcu uwędzone jak śliwki wracamy, by we śnie przeżywać wszystko od nowa.

Zdobycie Cytadeli

Ostatni dzień kręcenia. Po śniadaniu jedziemy do Victorii-stolicy Gozo. Najpierw podbijamy opiekuna muzeum w Cytadeli, gdzie w specjalnej salce można obejrzeć pokaz multimedialny z historii wyspy, wyświetlany na ścianach. Mamy nasze czerwone suknie, które co tu kryć, robią wrażenie. Przemiły pan pozwala  tam fotografować i kręcić w zamian za wspólne zdjęcie. Następnie cała Cytadela jest nasza. Na samej górze fruwamy jak ptaki. Widok  stamtąd jest zniewalający.  Na całą wyspę z każdej strony. Tańczymy, śpiewamy i dobrze się bawimy. Co rusz ktoś przystaje i kręci nas komórką lub robi zdjęcie. Potem przechadzamy się przez miasto. Wśród zagranicznych turystów poszła pewnie plotka, że to jakieś święto gozańskie.

Zachód raz jeszcze

  Piaskowe klify skąpane morską bryzą i promieniami zachodzącego słońca, muskane  bosymi stopami tańczących kobiet w czerwonych sukniach. Powietrze i woda niosą muzykę bębnów, grzechotek i ich radosny śpiew dla Inanarakmy – Błogosławionej, Pełnej Cnót. Śpiewają dla Marii Magdaleny. Powoli zapada zmierzch… a potem podchodzą do tej, która je Prowadzi. Otulają Ją i siebie wzajemnie, także stoją jakby zastygłe w zwartej formie. Razem, ponad podziałami, ponad ego. Któraś intonuje pieśń i już za chwilę słychać jeden wspólny zaśpiew. Formują koło. Ta, która je Prowadzi podchodzi do każdej z nich-Widzę Cię-mówi. Oczyszczające łzy spływają po twarzach a wraz z nimi resztki makijażu. Stoimy wobec siebie z nagą twarzą i nie odwracamy wzroku. Na niebie ogromny księżyc. Zjednoczone na dzień przed pełnią…